Cytując samego siebie z posta Powrót do Pana z października 2010r, jak i pewnie z wielu innych okazji powtórzę się po raz któryś z kolei:
Ostatnimi czasy jak widzicie (po braku postów) przechodziłem ciężki czas. Tym razem w odróżnieniu od sytuacji z października problemem nie była pustka czy brak relacji z Bogiem, ale brak działania. Gdy w końcu to zrozumiałem, mogę się tym z wami podzielić.
W Ewangelii Łukasza czytamy o człowieku, który osiągnął dno. Człowiekiem tym jest tzw. syn marnotrawny.
„A gdy wydał wszystko, nastał wielki głód w owym kraju i on zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł więc i przystał do jednego z obywateli owego kraju, a ten wysłał go do swej posiadłości wiejskiej, aby pasł świnie. I pragnął napełnić brzuch swój omłotem, którym karmiły się świnie, lecz nikt mu nie dawał” - Łk 15:14-15
Opis jego sytuacji jest symboliczny. Jezus chciał użyć uniwersalnej sytuacji, z którą może utożsamić się downa cierpiąca osoba, która mówi do siebie: „Nie mam pieniędzy. Nie mam jedzenia. Nie mam gdzie spać. Nie mam pracy. Nie mam perspektyw....” itd. O bezsensowności takiego sposobu podchodzenia do sprawy można by pisać długo, co nie jest celem tego posta, jednak w dużym skrócie ujmując Bóg, zachęca cię do patrzenia i koncentrowania się na tym, co MASZ, niezależnie od tego jak mało tego jest, zamiast koncentrować się na tym, czego nie masz (Patrz 2Krl 4:7) No i oczywiście na zaufaniu mu.
Rozwiązaniem problemu syna marnotrawnego i wszystkich cierpiących był i jest nadal powrót do Ojca i jego miłości (Zobacz post Boża miłość a grzech cz2)
„A wejrzawszy w siebie, rzekł: Iluż to najemników ojca mojego ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Wstanę i pójdę do ojca mego i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko tobie, już nie jestem godzien nazywać się synem twoim, uczyń ze mnie jednego z najemników swoich. Wstał i poszedł do ojca swego. A gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec, użalił się i pobiegłszy, rzucił mu się na szyję, i pocałował go” - Łk 15:17-20
Wyciągając esencję tego stwierdzenia, czytamy:
„A wejrzawszy w siebie, rzekł: Wstanę i pójdę do ojca mego. Wstał [więc] i poszedł i dzięki temu doświadczył łaski”
Przez ostatni miesiąc albo i dłużej byłem zawieszony między tymi 3 rzeczami, które prowadzą do uzdrowienia. Wejrzałem w siebie i wiedziałem, że potrzebuje zbawiciela, który mnie wyratuje z sytuacji, w której jestem oraz miałem w sercu pragnienie pójścia do niego i uczynienia czegoś, co przyniesie odmianę mojej nieszczęśliwej sytuacji. I tu zatrzymajmy się na chwilę.
„Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie” - J 15:5
Powyższy werset jest bolesną prawdą, którą każdy nowo narodzony chrześcijan musi zaakceptować niezależnie od tego czy to się podoba jego starej grzesznej naturze, czy nie. Bez Boga nie mogę zrobić absolutnie NIC. W sensie nic dobrego choć w literalnym znaczeniu też byłoby to prawdą, bo bez Boga i jego daru życia dla mnie nie mógłbym oddychać, chodzić, myśleć.... po prostu nic.
Moje pragnienie „zrobienia czegoś” wynikało z chęci poprawy swojej sytuacji i było jak najbardziej Bożym i zdrowym odczuciem wskazującym, że mój stan nie jest jeszcze (Dzięki Bogu) depresją kliniczną, w którym znikłaby jakakolwiek chęć poprawy swojej sytuacji i prowadziłaby do szybkiej śmierci. Jako chrześcijanin pragnąłem jednak oprzeć to działanie o Chrystusa. Tzn. chciałem zrobić coś, co Bóg chciałby, abym zrobił w oparciu o zaufanie do niego i jego moc. Modliłem się o zmianę mojej sytuacji, a nawet o zmianę mojego nastawiania do niej (o siłę do wytrwania). Wszystko jednak spełzało na niczym z jednego prostego powodu: Zabrakło trzeciej części, którą zrobił syn marnotrawny przed dostąpieniem łaski uzdrawiania. Mianowicie zabrakło ZROBIENIA TEGO.
Przykład: Poniedziałkowy poranek. Dźwięk budzika wyrywa cię ze snu. W twoim umyśle pojawia się myśl „Czas iść do pracy”. Myślisz sobie, „ok zaraz wstanę”... i co ? I w końcu kiedyś trzeba przekuć myśl o wstaniu, w rzeczywistość o tym że naprawdę wstaję, w przeciwnym razie będziesz cały czas mieć w umyśle, że trzeba wstać, jednak w praktyce wciąż będziesz w łóżku i twoja sytuacja nie zmieni się.
To jest właśnie pułapka, w którą wpaść może wielu chrześcijan (np. Ja) Nie wystarczy się upamiętać i mieć świadomość tego, że się źle czyni. Nie wystarczy chcieć przestać źle czynić. Trzeba jeszcze zacząć tę chęć przekładać na konkretne działania. Zacząć próbować i działać.
„Podporządkujcie się więc Bogu, przeciwstawcie się zaś diabłu, a ucieknie od was” - Jk 4:7
W alternatywie mamy tylko pozostawać w bierności i kłamstwie diabła o naszej słabości i beznadziejności. Biblia wyraźnie mówi, iż trwanie w takim stanie jest dużym błędem.
„Wspominanie własnej niedoli i udręki to piołun i trucizna” - Lam 3:19
„Zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie” - Flp 3:13
Jeśli zaczniemy naśladować postawę Ap. Pawła i zaczniemy czynić cokolwiek w świadomości, że nic bez Boga nie możemy. On wykorzysta tę chęć i naszą wyznaną zależność od niego i wspomoże nas (Patrz post Pan ostoją moją)
„A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują” - Rz 8:28a
Myślisz, że jesteś za słaby, aby wstać i iść? Ap. Paweł powiedział, iż twoja słabość jest twoją mocą! (2Kor 12:9) Wystarczy tylko wyznać, iż bez Boga nic nie zdziałasz, podjąć ten minimalny wysiłek w oparciu o Bożą moc płynącą z zależności i zaufania a wtedy zostanie już tylko obserwowanie jak jego obietnice spełniają się ku jego chwale. ALELUJA ✞
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Tutaj komentujemy temat związany z postem. Jeśli chcesz mi coś powiedzieć na inny temat napisz do mnie na janeczkomariuszrobert@gmail.com