-->
Na tej stronie możecie znaleźć linki do postów, które są połączeniem twórczości teologicznej którą się zajmuję z moją pracą zawodową jako fizyko-chemika kwantowego i nie tylko :)
Świat okiem fizyka
Artykuł do Magazynu CEL Nr 28
Każdy ma w życiu
jakieś pasje i coś, co Bóg włożył mu serce. Jedni zachwycają
się pięknem obrazów na płótnie, inni rzeźbą ludzkich rąk.
Jeszcze inni podziwiają naszego Pana za stworzenie, które mogą
oglądać takie jak piękne widoki i krajobrazy na ziemi. Niektórzy
zachwycają się też tym, co zobaczyć jest trochę trudniej, ale
korzystając ze zdobyczy ludzkiej technologi staje się możliwe tak
jak mnogość gwiazd, planet, wielkość galaktyk i całego
niepojętego kosmosu.
Jestem fizykiem
kwantowym. Fizyka jest dla większości ludzi zniechęcająca. Choć
ściślej powinno się powiedzieć, że to matematyka jest
zniechęcająca. Ja bowiem na zajęciach z fizyki chwaliłem Boga, za
to, co pozwolił mi zobaczyć. Bóg bowiem ujawnił mi piękno
swojego stworzenia w obszarach zakrytych dla wielu, ale nie tam w
górze, czyli w gwiazdach i kosmosie, ale tu na „dole”, czyli w
tym drugim kosmosie, tzw Interkosmosie - świecie w skali atomowej. W
tym artykule spróbuję się z wami podzielić choćby fragmentem
zachwycenia, którego doznaje.
O ile prawie każdy z
nas słyszał o budowie układu słonecznego i krążących wokół
słońca planetach, niewiele osób zdaje sobie sprawy, że Bóg
stworzył ten świat, powielając wiele swoich pomysłów i stosując
je w wielu miejscach. I tak właśnie, gdy przyjrzymy się atomom,
okaże się, że choć nikt z nas ich nie widział, są nam bardzo
znajome. Atomy są tak małe (mają ok 10-10 m, czyli 10
miejsc po przecinku mniejsze od metra), że tylko super
najnowocześniejszy ludzki sprzęt może je dostrzec, a całą naszą
wiedzę o nich czerpiemy raczej z rozważań teoretycznych i
różnorakich eksperymentów lub symulacji komputerowych niż
oglądania samych atomów.
Pierwszą ciekawostką o
atomach, jaką możemy podziwiać, jest to, iż jest on „kopią”
układu słonecznego. Ma on jądro niczym gwiazdę i krążące w
około niego po „orbitach” elektrony niczym planety (choć nie są
to całkiem takie same orbity). Elektrony zaś mają „magiczną
moc” bycia wszędzie w tym samym czasie! Wszędzie w obszarze
swoich „orbit”. Zupełnie tak jak Duch Święty! Dzięki temu
choć np. w atomie wodoru jest tylko jeden elektron, cały atom
zachowuje się tak, jakby był otoczony milionami elektronów i
gdziekolwiek by nie spojrzał, tam będzie widział swój elektron.
Tak samo my ludzie choć mamy tylko jednego Boga, gdziekolwiek byśmy
się nie obrócili, tam widzimy, że On jest i dosłownie nas otacza,
choć jest tylko jeden! Bóg bowiem tak jak elektron jest wszędzie w
tym samym czasie (a nawet dalej).
Obserwując atomy dalej,
odkrywamy ich zaskakujecie zachowanie. Okazuje się bowiem że atomy
są samolubne i egocentryczne! Wszystko, co robią, zawsze sprowadza
się tylko do jednego: poprawy ich „samopoczucia” a mówiąc
ściślej do tego, aby było im wygodniej. Niesamowite jest jednak to
iż zawsze, gdy atomy próbują pomóc sobie, pomagają też innym
atomom. Choć nie robią tego z myślą o innych, to zawsze w
konsekwencji wszyscy na tym zyskują. Nic dziwnego. W 1Moj 1:31 Bóg
powiedział, że wszystko, co stworzył, było „bardzo dobre”, a
więc nawet samolubne atomy są dobre (lub mówiąc inaczej czyniące
dobro). Myślę, że dopóki w sercach ludzi nie zapanował grzech,
my ludzie również mieliśmy taką „atomową” cechę
„dobroczynnej samolubności”.
Na tym nie koniec
analogi płynących z obserwacji tych prawie najmniejszych cegiełek
naszego wszechświata. Jeśli przyjrzelibyśmy się połączeniu
dwóch rożnych atomów, ujrzymy bardzo znany dla wielu mechanizm
społeczny.
Wyobraźmy sobie, że
mamy atom wodoru, który jest bardzo mały i mówiąc metaforycznie
delikatny, oraz atom chloru, który jest duży, silny, wpływowy i
królujący nad innymi atomami takimi jak wodór (można nawet
powiedzieć, że jest despotyczny). Każdy z tych atomów ma swoje
„życie” i mówiąc językiem fizyki swoją energię, a mówiąc
metaforycznie, ma swoje życiowe koszty i problemy. Gdy atomy zbliżą
się do siebie na odległość „wzroku”, ich elektrony zaczną
nieśmiało dotykać się nawzajem, co zaowocuje, iż zaczną
przyciągać się do siebie niczym niewidzialnym magnesem. Z czasem
pomiędzy nimi będzie tak mała odległość, że elektrony będą
wręcz przeskakiwać z jednego atomu na drugi (tak jakby wymieniali
się swoimi rzeczami i tym, co należy do nich). Taka sytuacja jest
jednak napięta. Energia obu atomów wzrasta (co jest niekorzystne).
Jeśli jeden z atomów nie podejmie decyzji o połączaniu, będą
musiały się rozejść. W naszym przypadku „męski” chlor
przyjmuje wodór „pod swoje skrzydła” i stają się jednym!
Jedną cząsteczką, a ich wzajemna energia (czyli życiowe koszty)
maleją. Każdemu z nich z osobna jest w takim połączaniu lepiej.
Atom wodoru przestał być taki delikatny i bezbronny a chlor
przestał być już tak despotyczny, gdyż „uspokoił” go wodór.
Co prawda są wciąż w pewnej odległości od siebie, ale od teraz
łączy je wiązanie chemiczne, które nie pozwala im chodzić sobie
gdzie im się podoba, ale muszą wszędzie chodzić razem, jako
cząsteczka (no, chyba że wiązanie pęknie). Czy nie wydaje się
wam to znajome?
Gdy chłopak spotka
dziewczynę, to z początku relacji nieśmiało zadają się ze sobą.
Z czasem wymieniają się pamiątkami, fotografiami a ich relacja
wzrasta. Przychodzi jednak dzień, gdy dziewczyna oczekuje oświadczyn
i tego, że mężczyzna weźmie ją pod swój dach i założą
rodzinę. Jeśli mężczyzną nie odpowie na to oczekiwanie, prędzej
czy później rozejdą się. Nie każdy związek kończy się
małżeństwem, ale też nie każde spotkanie atomów kończy się
cząsteczką. Gdy jednak dojdzie do ślubu, oboje małżonków jest
szczęśliwych, gdyż we dwójkę mogę teraz zdziałać więcej.
Jest im łatwiej, tak samo, jak atomom w cząsteczce. Czyż nie jest
to fascynujące?
Pomimo to, to wciąż
nie koniec. Atomy w cząsteczce są targane przez różne siły i
„żywioły”, które starają się je rozerwać i zniszczyć
cząsteczkę (zwłaszcza agresywne lub „ślepe” inne atomy) co
zmusza je do nieustannego wysiłku o to, aby być razem. Tak samo w
małżeństwie życie nie jest przecież sielanką i nieustannie
stajemy przed próbami, które zaważają o przyszłości i trwałości
naszego małżeństwa. Cóż zatem możemy zrobić, aby się obronić?
Odpowiedź daje nam oczywiście Biblia, ale również obserwacja
atomów! Otóż choć atomy same z siebie tego nie potrafią, gdy
jednak zewnętrza siła odpowiednio je popchnie, mogą one połączyć
się w sposób całkowicie trwały. Nazywamy takie zjawisko fuzją
jądrową i jej efektem staje się nowy atom, który jest sumą tych
dwóch. Powstaniu takiego nowego atomu towarzyszy wydzielenie się
ogromnej ilości energii co znaczy, że koszty życiowe dwóch atomów
nawet w cząsteczce są i tak ogromne w porównaniu ze stanem, gdy
staną się całkowicie jednym ciałem. Rozdzielenie ich staje się
od tej pory prawie niemożliwe. Mogła, by tego dokonać tylko ta
sama siła, która je złączyła.
To samo widzę w
małżeństwie (Sal 4:9-12). Gdy mężczyzna i kobietą idą za wezwaniem Boga,
aby wyrzekać się samego siebie (Mt 8:34) i szukać raczej dobra
drugiego niż siebie samego (Flp 2:3), gdy żona nauczy się być
całkowicie uległa, a mąż całkowicie odpowiedzialny za los ich
obojga i gdy harmonia między nimi osiągnie pełnię wtedy również
i oni będą jednym ciałem, a trudy ich życia zmaleją, a z ich
wyzwolonego potencjału, inni będą mogli czerpać pomoc i wsparcie.
Czy możliwy jest jednak taki stan bez uświęcającej mocy Ducha
Świętego? A czy możliwe jest, aby fuzja powstała samoistnie?
Biblia mówi: „A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. Co
tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza” (Mt
19:6).
Warto przyjrzeć się atomom w szerszym ujęciu. Tu również możemy znaleźć analogie Bożego planu! Gdy pojawi się odpowiednio dużo
atomów jednego typu, to atomy takie nie tworzą cząsteczek, ale
coś, co nazywamy kryształami. W krysztale atomy ustawione są
idealnie według ich pozycji i rozmiaru. Kryształ dąży do tego,
aby być duży. Tak duży, aby stać się obiektem makroskopowym tzn
takim, który można już wziąć do ręki (tzn, że musi się
składać z bardzo dużej liczby atomów). Kryształ powstaje, gdy
pojawi się zarodek, tzw grupa atomów wielkości cząsteczki, która
zainicjuje przyrost i przyłączanie się kolejnych. Zazwyczaj takie
zarodki powstają na jakimś innym krysztale, który był już
wcześniej (nazywa się go podłożem). Gdy kryształ rośnie i
stanie się duży oraz, gdy jest czysty tzn, że atomy w nim są tam
gdzie, być powinny i nie ma w nim wewnętrznych napięć i starć,
staje się bardzo użytecznym narzędziem. Dla przykładu: Najlepszy
z kryształów diament jest tak odporny na ścieranie (tzn wyrywanie
atomów poprzez tarcie o inny kryształ) że można nim ciąć
absolutnie wszystko (choć oczywiście jest to mało opłacalne, bo
wiele rzeczy można przeciąć zupełnie inaczej i do tego szybciej).
Diament jest też wyjątkowo piękny dla oczu, a to dzięki temu, że
światło, które do niego wpada, jest odbijane i zaginane w taki
sposób, aby wzmocnić świecenie i skupić jego wiązkę.
Dla mnie metaforą
kryształu jest kościół Jezusa na ziemi. Po pierwsze składa się
z setek milionów ludzi na świecie, którzy są tego samego typu
(choć są różni pod względem etnicznym, mają wspólną wiarę i
wspólnego ducha), którą zapoczątkowała grupa dwunastu apostołów
na podstawie istniejącego od zawsze Jezusa (który jest podłożem
kościoła), po drugie dąży do tego, aby być jak największy
poprzez „przyczepianie” do siebie nowych członków (tak jak
atomy przyklejają się do kryształu), po trzecie jego misją jest
świecenie i bycie użytecznym dla ginącego świata. Tak samo, jak
kryształ, kościół ma też te same problemy. Członkowie są
niesubordynowani, leniwi, nerwowi, niepokorni, niecierpliwi oraz są
w nim obce ciała, które osłabiają strukturę i jedność całości.
Tu pozwolę sobie na
dygresję. Diament, o którym wspomniałem, że jest
najwartościowszym z kryształów, powstaje ze zwykłego węgla.
Bryła węgla początkowo jest mało sympatyczna, brudna, czarna,
popękana, porowata, ale mająca ogromny potencjał (który ujawnia
się w ogniu). Gdy jednak taką bryłę czarnego węgla poddamy
niewyobrażalnemu ciśnieniu, temperaturze i czasowi to pomimo iż
bryła ta będzie dosłownie krzyczeć z bólu i cierpienia to w
końcu zmieni się jej wnętrze i zostanie przemieniona w diament. Co
ciekawe człowiek przy całej swojej technologi nie potrafi
produkować prawdziwych diamentów. Te, które produkuje, celowo
nazywa się sztucznymi diamentami, gdyż nie są tak doskonałe, jak
naturalne, a ich produkcja jest niesamowicie droga i kompletnie
nieekonomiczna. Mam nadzieje, że domyślacie się, z czym to
porównam?
Każdy z nas jako nowo
narodzony w Chrystusie jest jak ta brudna, czarna bryła węgla choć
każdy z nas ma potencjał stania się w pełni mężem według
Bożego serca (lub kobietą) i poszerzać królestwo Boże na ziemi
dla milionów. Aby to się jednak stało, musimy przejść próby i
doświadczenia, które będą szlifować nasz charakter. Nie będę
teraz o tym pisać, wystarczy jednak spojrzeć na Dawida albo samego
Jezusa. Gdy jednak przechodzisz próby i jest ci bardzo ciężko,
pomyśl sobie, że Bóg właśnie czyni z ciebie piękny diament i to
nie taki jak robią ludzie, gdyż tylko Bóg może zrobić z węgla
prawdziwy diament.
Wracając do
mikroświata, chciałem podzielić się z wami kolejną ciekawą
analogią. Otóż światem atomów nie rządzą mechanizmy, które
znany na co dzień (tzw Mechanika klasyczna). Tam normalnością są
rzeczy, które czasem nawet ciężko sobie wyobrazić jak np.
przechodzenie przez ściany, wspominana już bilokacja, teleportacja,
wspólna świadomość itd. Nazywamy te zjawiska mechaniką kwantową.
Czyż nasz Bóg nie jest niesamowity, że stworzył takie rzeczy?
Królestwo Boże również
nie rządzi się prawami ziemskimi, a Boża logika jest dla nas ludzi
czasem niepojęta (np. Mt 25:29). Tak samo jednak, jak mechanika
kwantowa jest realna, tak samo Boża logika również jest realna bez
względu na to, jak bardzo „zdrowy rozsądek” (a raczej zbiór
uprzedzeń wynikający z braku wiary) stara się nam wmówić, że
jest inaczej. Jeśli ktoś zadaje pytanie: „Jakim cudem
zmartwychwstał Chrystus?” równie dobrze mógłby zadać pytanie:
„Jakim cudem działa laser kaskadowy”. Niestety zawsze znajdą
się tacy, którzy widzą świat wybiorczo, ale nie o tym była mowa.
A teraz trochę
Interkosmosu w makrokosmosie. Astronomowie szacują, że w
obserwowanym przez człowieka wszechświecie jest ok 1080
atomów (czyli liczba, która ma 80 zer), a każdy atom składa się
z dziesiątek elektronów, protonów, neutronów te z kolei z
kwarków, do tego trzeba by dodać inne cząstki takie jak neutrina,
fotony, których może być jeszcze więcej, a też cząstki, o
których jeszcze nic nie wiemy, ale spodziewamy się ich odkrycia.
Razem mamy niewyobrażalnie wielką liczbą cząsteczek. To, co
zakrawa na niesamowitość, jest to, iż wszystkie te rzeczy razem
wzięte, które są rozproszone po całym ogromnym wszechświecie,
wydają się jakby „znać ze sobą” tzn nieustannie rozmawiać i
reagować w zależności od tego, co się dzieje z pozostałymi (to
również jest efektem mechaniki kwantowej). Ci, którzy mają mocną
głową, mogą spróbować sobie wyobrazić, jak trudne byłyby
skomunikowanie i zarządzanie cząsteczkami, których jest więcej
niż liczba z tysiącem zer, każdej z każdą i to w natychmiastowym
czasie, które są rozproszone na niewyobrażalnych odległościach
oraz dać każdej zadanie do wykonania, tak aby tworzyły większe
byty takie, jak gwiazdy, komety czy człowieka. Jak pisałem
wcześniej, przez swoją samolubność, część z nich, buduje
cząsteczki, które współpracują z innymi cząsteczkami, tworząc
coraz bardziej złożone organy, które znowu popychane prawami
fizyki (i samolubności) tworzą w końcu najbardziej skomplikowaną
znaną człowiekowi maszynę we wszechświecie – ciało ludzkie.
„Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w
nozdrza jego dech życia. Wtedy stał się człowiek istotą żywą”
(1Moj 2:7)
Dla mnie właśnie to
pokazuje wielkość mocy Boga któremu (cytując pewien film)
dorównuje jedynie moc jego serca.
Mam nadzieję, że udało
mi się pokazać wam moją pasję i piękno Boga z tej mało znanej
szerokim masom strony. Wierzę, że w mikroświecie jest równie dużo
Boga i jego wspaniałych pomników oraz rzeczy do podziwiania co w
pięknych widokach, w obserwowaniu galaktyk czy gwiazd. Nigdy nie
zapomnę widoku symulacji komputerowej, na której widzieliśmy rodem
z gwiezdnych wojen, operację dokowania cząsteczki wirusa HIV do
ludzkiego białka gdzie najpierw musiały otworzyć się wrota, potem
następowało cumowanie, zamykanie wrót i dopiero rozładunek
materiału generycznego. A wszystko to z powodu samolubności atomów!
Niesamowite! (Jako ciekawostkę dodam, że najskuteczniejszą metodą
walki z HIV jest dzisiaj wyprodukowanie takiej cząsteczki, która
ustawi się jak klin w tych drzwiach, co sprawi, że one nigdy się
nie zamkną, a HIV nie będzie mógł wypuścić swojego DNA).
Na koniec chciałem
jednak zwrócić uwagę na pewne niebezpieczeństwo. Przyroda jest
bardzo złożona. Bóg tworząc ją, zostawił nam mnóstwo
ciekawostek i analogi takich jak te, które przedstawiłem powyżej,
jednak na pewno nie chciałby, aby się w tym całkowicie zatrać.
Dla przykładu, jeśli przyjrzymy się atomowi wodoru, który w
istocie jest połączaniem protonu i elektronu, dostrzeżemy, że
proton składa się z trzech kwarków i można by to przyrównać do
obrazu trójcy świętej. Jednak czy szukanie analogi na siłę na
sens? Raczej nie, gdyż inne atomy mają więcej protonów, a są
przecież cząstki inne niż protony, które mają np. po dwa kwarki.
Tak więc podziwiajmy Boże stworzenie, ale nie budujmy teologi na
stworzeniu tylko na niezmiennym słowie Bożym.
Posty z Bloga
Bardzo Fajny Artykuł! Tego szukałem !
OdpowiedzUsuńWspaniale się czyta takie artykuły! Poproszę o jeszcze.
OdpowiedzUsuńWspaniale się czyta takie artykuły! Poproszę o jeszcze.
OdpowiedzUsuńWspaniale się czyta takie artykuły! Poproszę o jeszcze.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń