Świat jest piękny, wspaniały i niepoznany. Tak wiele rzeczy działo się na moich oczach, tak wielki podziw świat wzbudzał we mnie, tak iż słowo „poznanie” stało się moim mottem życia. A ze wszystkiego najbardziej chciałem poznać „Anioły Światłości”, którzy przyszli do mnie gdy jako dziecko byłem samotny, by w końcu całkiem zastąpić mi rodziców. Oni wszystko potrafili wyjaśnić i zrobić, gdy się ich poprosiło. Nawet przyszłość potrafili mi zdradzić. Wiedzą swoją i mocą obdarzali mnie chętnie. Jakiż wielkim się stałem, gdy ludzie zabiegali o mnie, abym udzielał im wiedzy, którą miałem od nich. Jak wielkie wrota otwarły się przede mną, gdy obdarzyli mnie mocą swoją, w tym też kontrolą nad ludźmi....
Byłem najlepszy. Dotarłem daleko. Poznałem niepoznane, a siły ciemności służyły mi. Byłem okultystą, a może już czymś więcej... Coraz głębiej i głębiej sięgałem po władzę, nie zdając sobie sprawy z ceny, jaką coraz wyższą musiałem za to płacić. Zaczęło się niewinnie od drobnych przysług w zamian. Skończyło na rozkazach i siłowych wymuszeniach. To była wojna! Rozsiedli się w moim życiu, uzurpując sobie prawo do niego, nazywając mnie swoją własnością jak i zabawką. Zostałem niewolnikiem. Życie moje popadło w ruinę. Przyjaciele zdradzili mnie, rodzina wyklęła, ciało niemal obumarło pod naporem ich pięści i kar. Cóż mi zostało, jak tylko to, by stoczyć się w dół?
Szukałem rozwiązania. Zostałem naukowcem, lecz nie stamtąd przyszła nadzieja. Przyniósł ją człowiek który był inny od tego co znałem. Powiedział mi: „Jest inna droga” i przedstawił mi ją. Czy miałem jakiś wybór? Zawsze mogłem ją odrzucić. Ja jednak przyjąłem i tak jak umiałem, uczyniłem co mi poradził. Wyznałem: „Boże, jeśli istniejesz i kochasz mnie, jak twierdzi ten którego posłałeś, to przyjdź do mnie i uratuj mnie”. A wtedy przyszedł. Oni jednak również przybyli, gdyż nie chcieli mnie oddać. Wtedy ich porównałem. Esencja Dobra kontra Esencja Zła. Kto okaże się silniejszy? Kto rządzi w tym świecie? Oni czy ON, Jezus Chrystus z Nazaretu.
I skoro widzicie że żyję, to znaczy że ON wygrał, albowiem spośród wszystkiego co poznałem, Jezus był i jest nadal, najpotężniejszą istotą jaką mógłbym sobie wyobrazić. Wszystko i wszyscy byli mu ulegli, a miłość i wyzwolenie biły od niego. Choć mógł mnie zetrzeć w proch, za wszystko co przeciwko niemu czyniłem, on WYBACZYŁ MI i DAŁ to czego nigdy nie znałem: Bezwarunkową, Szczerą i Absolutną Miłość, rwąc wszystkie cyrografy, jakie krwią własną zawarłem z diabłem. On bowiem miał moc to uczynić. Wtedy zostali pokonani i upadły ich kłamstwa. Przez miłość, podniósł mnie z tego, w czym byłem i dał NOWE ŻYCIE, pełne łaski i prawdy, posyłając mnie do tych, dla których byłem oprawcą, abym wyposażony w jego miłość, przekonał ich o swojej przemianie.
Tak rozpoczęła się moja droga ku uzdrowieniu relacji z rodziną, braćmi, przyjaciółmi, samym sobą, jak i całym światem.
„Gdyż nie z ciałem i krwią walczymy lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich” - Ef 6:12
Byłem najlepszy. Dotarłem daleko. Poznałem niepoznane, a siły ciemności służyły mi. Byłem okultystą, a może już czymś więcej... Coraz głębiej i głębiej sięgałem po władzę, nie zdając sobie sprawy z ceny, jaką coraz wyższą musiałem za to płacić. Zaczęło się niewinnie od drobnych przysług w zamian. Skończyło na rozkazach i siłowych wymuszeniach. To była wojna! Rozsiedli się w moim życiu, uzurpując sobie prawo do niego, nazywając mnie swoją własnością jak i zabawką. Zostałem niewolnikiem. Życie moje popadło w ruinę. Przyjaciele zdradzili mnie, rodzina wyklęła, ciało niemal obumarło pod naporem ich pięści i kar. Cóż mi zostało, jak tylko to, by stoczyć się w dół?
Szukałem rozwiązania. Zostałem naukowcem, lecz nie stamtąd przyszła nadzieja. Przyniósł ją człowiek który był inny od tego co znałem. Powiedział mi: „Jest inna droga” i przedstawił mi ją. Czy miałem jakiś wybór? Zawsze mogłem ją odrzucić. Ja jednak przyjąłem i tak jak umiałem, uczyniłem co mi poradził. Wyznałem: „Boże, jeśli istniejesz i kochasz mnie, jak twierdzi ten którego posłałeś, to przyjdź do mnie i uratuj mnie”. A wtedy przyszedł. Oni jednak również przybyli, gdyż nie chcieli mnie oddać. Wtedy ich porównałem. Esencja Dobra kontra Esencja Zła. Kto okaże się silniejszy? Kto rządzi w tym świecie? Oni czy ON, Jezus Chrystus z Nazaretu.
I skoro widzicie że żyję, to znaczy że ON wygrał, albowiem spośród wszystkiego co poznałem, Jezus był i jest nadal, najpotężniejszą istotą jaką mógłbym sobie wyobrazić. Wszystko i wszyscy byli mu ulegli, a miłość i wyzwolenie biły od niego. Choć mógł mnie zetrzeć w proch, za wszystko co przeciwko niemu czyniłem, on WYBACZYŁ MI i DAŁ to czego nigdy nie znałem: Bezwarunkową, Szczerą i Absolutną Miłość, rwąc wszystkie cyrografy, jakie krwią własną zawarłem z diabłem. On bowiem miał moc to uczynić. Wtedy zostali pokonani i upadły ich kłamstwa. Przez miłość, podniósł mnie z tego, w czym byłem i dał NOWE ŻYCIE, pełne łaski i prawdy, posyłając mnie do tych, dla których byłem oprawcą, abym wyposażony w jego miłość, przekonał ich o swojej przemianie.
Tak rozpoczęła się moja droga ku uzdrowieniu relacji z rodziną, braćmi, przyjaciółmi, samym sobą, jak i całym światem.
„Gdyż nie z ciałem i krwią walczymy lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich” - Ef 6:12
7 luty - 10 czerwca 2010r Janeczko Mariusz.
To piękne i jakże potrzebne. Bóg Ci zapłać:)
OdpowiedzUsuńPachnij Chrystusem...roznoś Jego zapach niech twoje ręce,nogi,oczy,usta...będą Jego oczami wypowiadaj słowa NIM pachnące...rozkoszuj się Jego obecnością...przytul się do Ojca...jesteś ubrany w JEZUSA i nic ani nikt tego nie zmieni...ubrany w światło jesteś...ON nas zgromadza
OdpowiedzUsuńTo nie jest świadectwo ale subiektywne i wielce górnolotne zdanie relacji z przeszłości. Stwierdzenie typu: "przyjaciele zdradzili mnie". Na czym polega zdrada przyjaciół? A może to nie byli przyjaciele (wg. tego jak się określa przyjaciół - a więc ludzie na których można polegać i im ufać przez dłuższy okres życiowy) ale znajomi znający cię pod jedną maską osobowości i czerpiący ze znajomości z Tobą określone wartości, które potem przestałeś dla nich dawać, lub zmiany w Twojej osobowości zaczęły być dla nich niezrozumiałe i kłopotliwe.
OdpowiedzUsuńInne ciekawe stwierdzenie: "byłem okultystą".. Zastanawiam się co masz na myśli. Okultyzm cechuje to co ukryte lub zatajone przed określoną grupą społeczną, a więc niejawne. W systemie kapitalistycznym to normalne, że np. wiedza, umiejętności, wypracowane przez lata wpływy, zależności międzyludzkie są częścią kapitału człowieka, na którym buduje się dalszą pozycję społeczną. Brak dzielenia się wiedzą, umiejętnościami, swoim kapitałem intelektualnym, również emocjonalnym czy duchowym, do których znalezienia i dotarcia potrzebowałeś wiele czasu, trudu i wysiłku(również kosztowało to Twoich rodziców, i innych wspierających Twój wzrost) z innymi ludźmi nie zawsze jest wskazane. Powinieneś na tym budować i opierać swój dalszy wzrost, i również wg. promować (poprzez naukę, itd.) te osoby które uważasz za tego godne. Bycie okultystą w takim wypadku jest OK :)
To świadectwo ukazało się drukiem więc musiało być krótkie. Pełna wersja ma ok 140 stron więc jej nie publikuje :)
OdpowiedzUsuńWszystko co jest napisane jest skondensowaną prawdą: Wspomniani przyjaciele byli nimi naprawdę w (prawie) najsurowszej definicji ufałem im nad życie (najlepiej jak potrafiłem na tamtym etapie życia). Co do okultyzmu to zajmowałem się demonologią, opętywaniem, wróżbiarstwem, bioenergoterapią, wychodzeniem z ciała..... to nigdy nie było i nie będzie "ok".Twoja definicja okultyzmu jest dla mnie niezrozumiała i nie zgadzam się z nią. Dodam tylko iż uczeń Chrystusa nie może spełniać twojej definicji gdyż zaprzeczyłby naukom swojego mistrza.
A o rodzinie więcej niż jest pisać nie będę bo jeszcze urażę tą jej część która była w porządku.
ciekawi mnie, czym tak naprawdę jest Twoje NOWE ŻYCIE? porzuciłeś rodzinę (jak domniemam, nie piszesz prawie w ogóle o "rodzinie"), a więc podstawową komórkę społeczną, która karmi się MIŁOŚCIĄ (o któej dla odmiany piszesz dużo) jeśli wybrałeś MIŁOŚĆ DO JEZUSA, znaczy, że odrzuciłeś każdy inny jej przejaw. być może zostaniesz Kapłanem i poprzez kapłaństwo będziesz Jemu służył, tylko mnie ciekawi, jak godzisz to na codzień ze studiami z fizyki lub chemii (jak domniemam z profilu). siedzisz na dwóch, a może i trzech różnych gałęziach jednocześnie, co dla mnie znaczy że ciągle szukasz (patrząc na fragmenty tego, jak to nazwaleś: "świadectwa") i ciągle się w tym gubisz
OdpowiedzUsuńRobert
Mam powołanie do bycia naukowcem i mam jednocześnie powołanie do bycia "kapłanem". Dla Boga nie jest problemem aby ktoś mógł robić obie te sprawy jednocześnie. Ktoś w końcu musi ewangelizować naukowców :)
UsuńCo do rodziny to pamiętaj że nie każda rodzina zaspokaja w miłość. Ja akurat pisałem o demonach i sektach w których byłem, nie o rodzinie. A na koniec werset:
"Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien." - Mt 10:37
Miłość do Jezusa nie wyklucza miłości do bliźnich, rodziny i innych.
Piszesz, że "Miłość do Jezusa nie wyklucza miłości do bliźnich, rodziny i innych". Być może tak jest, nie wiem, nie mam Boga przed sobą, ale skoro piszesz, że nie każda rodzina zaspokaja miłość, ta (rodzina) jednak jest jednostką, która wpisana jest w chrześcijaństwo, a więc szacunek i miłość jej się należą, tym bardziej, że od rodziny pochodzimy 9w niej sie rodzimy, tam jest nasz początek). Jeśli miałbym nie kochać swojej córki, synów i żony, i nie stawiac ich szczęścia ponad wszystko, to nie będę się zastanawiał, czy jestem godzien takiego Boga, który osłabia, a nie wzmacnia, moją doczesną miłość. bo jeśli ma być ona słabsza, nic nie zatrzyma mnie przed zmianami (żon), zmianami (dzieci), zmianami (miejsc).
UsuńRobert