Po przeczytaniu pierwszej części z serii "Synowie pocieszenia" autorstwa Francine Rivers Duch wyraźnie wskazał mi abym w następnej kolejności przeczytał część piątą przedstawiającą Sylasa towarzysza Apostoła Pawła.
Autorska już na wstępie bardzo mocno podkreśla, że przedstawiona w książce historia jest tylko jej subiektywną propozycją wydarzeń, które opisują biblijne listy Ap. Pawła, Dzieje Apostolskie, a także po części Ewangelie. Wielkim wyzwaniem jest połączyć w całość wzmianki historyczne w źródłach biblijnych i pozabiblijnych, aby poukładać je w jedną całość, a jeszcze większym jest dodanie do nich esencji wypełniających tak aby tworzyć jedną całość nadającą się na powieść. Zadanie to jest tym bardziej trudne że dotyczy ono okresu kluczowego w dziejach rodzącego się chrześcijaństwa i nawet najdrobniejsze sprawy z tego czasu bardzo silnie rzutują na dzisiejszy ich odbiór, który zupełnie inaczej widzą różne grupy chrześcijan. Dla przykładu można podać katolików którzy odrzucają to, że Ap. Piotr miał żonę kończąc na protestantach, którzy twierdzą, że Ap. Piotra nigdy nie było w Rzymie. Ponadto mnie osobiście razi uległość Francine wobec tezy jakoby Ap. Paweł miał mieć problemy z widzeniem.
Trudności te wskazują, że w zasadzie niemożliwe jest aby teologicznie dopasować się do wszystkich. Czytając Sylasa widziałem bardzo silne starania autorki aby być "poprawnym politycznie" co dla mnie osobiście odbija się na minus. Niestety pomimo to denominacja przed zielonoświądkowa z której wywodzi się Francine odbija duży wpływ na to jakie biblijne fakty przedstawia książka, a jakie fakty pomija. Dla przykładu dla mnie zabrakło w niej aspektu duchowości. W książce nie ma ani słowa o modlitwie innymi językami! Nawet pięćdziesiątnica przedstawiona jest bardziej cieleśnie niż duchowo. Ap. Paweł, który sam o sobie powiedział, że modli się na językach więcej niż inni (1kor 14:18) przedstawiony w książce jest jako ktoś kto modli się tylko zrozumiałym językiem i wcale nie tak dużo. Moim zdaniem autorka nie rozumie duchowych aspektów chrześcijaństwa i dlatego też książka skrupulatnie pomija wszystkie te aspekty życia i nauczania Pawła, które dotyczą tych aspektów. W zasadzie na podstawie tej książki można by odnieść wrażenie, że rozdział 14 z pierwszego listu do koryntian nie istnieje. Jest to moim zdaniem ogromna wada tej książki i niestety eliminuje ją jako książkę dla młodych jeszcze nie dojrzałych w poznaniu więżących, aby im po prostu nie wykrzywiać poznania.
Kolejnym aspektem jest namaszczenie Francine do bycia ewangelistą. Niestety Ewangeliści mają tendencje do zaniedbywania budowy struktur i tego wszystkiego czym zajmują się apostołowie - budowania kościoła. Moim zdaniem Francine nie tylko nierozumie Nowo Testamentowej roli apostołów, ale także podświadomie podkopuje ich pracę. Niestety odbija się to w książce podczas portretowania bohaterów, którzy w zdecydowanej większości w rzeczywistości reprezentowali typ namaszczenia apostolskiego, a Francine przedstawia ich jako apostołów tylko z nazwy, a w praktyce nadając im cechy typowe dla rasowych ewangelistów. A przecież to nikt inny jak Ap. Paweł odebrał od Jezusa "tajemnice odwieczną" tzn. czym jest KOŚCIÓŁ oraz jak ma on wyglądać i jaka jest jego rola na ziemi. O tym w książce niestety ani słowa, co jest wielką stratą.
Autorka przez tę książkę próbuje nam powiedzieć, że do zwycięskiego życia z Bogiem wystarczy tylko wiara, którą w zasadzie myli z nadzieją. Gdzieniegdzie jej bohaterowie cytują Biblię, ale moim zdaniem brzmi to trochę jak "nowa łata do starego bukłaka". Po prostu widać, że są to wstawki pisane z "innego ducha" przez innego autora. Według Francine samo ufanie w rychłe przyjście Jezusa i w to, że Jezus przecież zmartwychwstał grzebiąc nasze grzechy wystarczy, aby przełamać omawiane w książce problemy takie jak depresja, klimat duszewności, presje tego świata itd.... Cóż, Ja mam co do tego inne zdanie i tego też zabrakło mi w tej książce - motywowania do życia życiem zwycięskim i opartym o ducha, a nie duszę i jej słabości. No, ale czy można mieć wszystko na raz?
Mimo tych wad książkę czyta się bardzo dobrze: miękko i przyjemnie. Nie jest to książka typu kazanie lub wykład Pisma po którym można być przeładowanym lub skonfrontowanym, ale jak już mówiłem jest to powieść z drobnym akcentem romansu. Za każdym razem po przeczytaniu rozdziału czułem się przyjemnie rozluźniony, zaciekawiony dalszej akcji, a także cudownie podniesiony na duchu i zachęcony do głębszego zainteresowania sprawami królestwa Bożego zamiast na cielesnym życiu doczesnym. To się Francine naprawdę udało, że czytając jej książki przybliża się Królestwo do serca człowieka.
Książka bardzo skutecznie zachęca nas do głoszenia ewangelii. Nie poprzez nakaz, ale poprzez nieustanne konfrontowanie się z przykładem bohaterów książki: Ewangelisty Pawła (jak to dziwnie brzmi) i jego gorliwości w nieustępowaniu, aby pozyskać jak najwięcej dusz, oraz Ewangelisty Piotra, który nauczał przykładem swojej złamanej dla Chrystusa duszy. Choć książka ta nie jest podręcznikiem jak być ewangelistą w zasadzie zawiera wszystko co w takim podręczniku być powinno: przykłady, wyzwania, trudności, praktyczne rozwiązania..... Cytując fragment rozważań wewnętrznych Sylasa, które włożyła mu w usta Francine (ewangelistka) na temat oporu wobec Dobrej Nowiny:
"Ileż to razy byłem świadkiem, jak na Dobrą Nowinę reagowano z gniewem i pogardą? Większość ludzi nie chciała słuchać słów prawdy, a tym bardziej w nie wierzyć. Przyjąć dar Chrystusa oznaczało przyznać, że wszystko na czym opierało się dotąd swoje życie nic nie dało. Oznaczało poddanie się przez człowieka potędze większej niż on sam. Niewielu chciało poddać się czemukolwiek poza własnymi żądzami. Jakże często trwamy w próżności, wciąż próbując odnaleźć własną drogę podczas gdy jest tylko jedna prawdziwa droga."
Autorka przenosząc nas w czasy drugiej połowy I wieku prezentuje rozprzestrzenianie się Królestwa Bożego i dobrej Nowiny w niespotykany dzisiaj sposób. Dosłownie jako żęcie dojrzałego ziarna które tylko czeka aż ktoś im przyniesie choćby ziarenko Dobrej Nowiny. Gdziekolwiek pojawią się apostołowie od razu znajdują się wpływowi i ważni ludzie podstawieni przez Boga, którzy momentalnie i bardzo gorliwie (nie to co dzisiaj) nawracają się i prawie następnego dnia są gotowi iść i nieść Ewangelię dalej, nie mówiąc już o gotowości poświęcenia dla Jezusa WSZYSTKIEGO. Czytając te historie wiedząc, że są przecież autentyczne zadawałem sobie pytanie: Dlaczego dzisiaj nie jest to tak proste jak kiedyś? A może jest, tylko ja tego jeszcze nie odkryłem. Dlaczego dzisiaj ludzie nie wytrzeszczają oczu gdy mówi się im zmartwychwstaniu i ratunku od potępienia w bezpłatnej ofercie Jezusa Chrystusa? Odpowiedz niestety jest smutna.... z powodu zaszczepienia ich serc przez religię, ale o tym innym razem.
"Ileż to razy byłem świadkiem, jak na Dobrą Nowinę reagowano z gniewem i pogardą? Większość ludzi nie chciała słuchać słów prawdy, a tym bardziej w nie wierzyć. Przyjąć dar Chrystusa oznaczało przyznać, że wszystko na czym opierało się dotąd swoje życie nic nie dało. Oznaczało poddanie się przez człowieka potędze większej niż on sam. Niewielu chciało poddać się czemukolwiek poza własnymi żądzami. Jakże często trwamy w próżności, wciąż próbując odnaleźć własną drogę podczas gdy jest tylko jedna prawdziwa droga."
Autorka przenosząc nas w czasy drugiej połowy I wieku prezentuje rozprzestrzenianie się Królestwa Bożego i dobrej Nowiny w niespotykany dzisiaj sposób. Dosłownie jako żęcie dojrzałego ziarna które tylko czeka aż ktoś im przyniesie choćby ziarenko Dobrej Nowiny. Gdziekolwiek pojawią się apostołowie od razu znajdują się wpływowi i ważni ludzie podstawieni przez Boga, którzy momentalnie i bardzo gorliwie (nie to co dzisiaj) nawracają się i prawie następnego dnia są gotowi iść i nieść Ewangelię dalej, nie mówiąc już o gotowości poświęcenia dla Jezusa WSZYSTKIEGO. Czytając te historie wiedząc, że są przecież autentyczne zadawałem sobie pytanie: Dlaczego dzisiaj nie jest to tak proste jak kiedyś? A może jest, tylko ja tego jeszcze nie odkryłem. Dlaczego dzisiaj ludzie nie wytrzeszczają oczu gdy mówi się im zmartwychwstaniu i ratunku od potępienia w bezpłatnej ofercie Jezusa Chrystusa? Odpowiedz niestety jest smutna.... z powodu zaszczepienia ich serc przez religię, ale o tym innym razem.
Podsumowując książka ta jest warta przeczytania jako odprężenie od ciężkich teologicznie lektur, ale trzeba mieć świadomość jej bardzo istotnych wad, które mogą zniekształcać nasz odbiór Pisma i traktować jej treść tak jak sugeruje sama autorka - przez pryzmat Biblii.
✞
" W książce nie ma ani słowa o modlitwie innymi językami!" I słusznie, o takiej modlitwie nie czytamy nigdzie w Biblii. " Ap. Paweł, który sam o sobie powiedział, że modli się na językach więcej niż inni (1kor 14:18) przedstawiony w książce jest jako ktoś kto modli się tylko zrozumiałym językiem i wcale nie tak dużo." Po pierwsze, Paweł powiedział, że mówi językami więcej niż oni wszyscy. Nie mówi, że modli się. Skoro Paweł nie modlił się wcale tak długo, to był posłuszny wskazaniom Chrystusa, która namawiał, aby w modlitwie nie być wielomównym jak poganie. Myślę, że 14 rozdział "I listu do Koryntian" nie istnieje dla Rivers w takiej interpretacji, jaką reprezentuje ogromna większość leniwych do poznawania Pisma nauczycieli. To jednak dobrze, że autorka nie mąci umysłów młodych ludzi głupotami, jakie większość wypisuje odnośne tego listu.
OdpowiedzUsuń"Moim zdaniem Francine nie tylko nierozumie Nowo Testamentowej roli apostołów" A jaka jest ta rola według autora recenzji?
"Autorka przez tę książkę próbuje nam powiedzieć, że do zwycięskiego życia z Bogiem wystarczy tylko wiara, którą w zasadzie myli z nadzieją." A co jeszcze jest potrzebne według autora? Wiara jest w gruncie rzeczy nadzieją. Chociaż jest bardziej nadzieją pewną, czyli taką, która dotyczy czegoś, bardziej Kogoś, Kto nie opuści nas nigdy.
"Gdzieniegdzie jej bohaterowie cytują Biblię, ale moim zdaniem brzmi to trochę jak "nowa łata do starego bukłaka"." Dlaczego te słowa są pisane w cudzysłowie? Czy to jakiś cytat biblijny?