Kim jest uczeń Chrystusa i co to właściwie znaczy? Być może nigdy nie zadałeś sobie tego pytania czytelniku, ale jeśli zdecydowałeś się na przeczytanie tego posta, to w tym momencie zostałeś zmuszony do odpowiedzi na nie. Być może pomogą wam w tym moje przemyślenia i historia.
Gdy w grudniu 2007r oddałem swoje życie Jezusowi jednym z głównych motto mojego życia i kluczowych dla mnie wersetów był werset z J 8:32 „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Po kilku latach jednak Bóg przez Ducha świętego wlał w moje serce przekonanie, abym zaczął pisać tego bloga dla wszystkich chrześcijan, którzy go naprawdę kochają. W tamtym okresie wiedziałem już, że jest wielu chrześcijan, którzy tak naprawdę nie kochają Jezusa albo też trwają w swoich kościołach i dogmatach nazywając siebie katolikami czy protestantami lub jeszcze inaczej. Gdy zastanawiałem się więc, kto tak naprawdę jest grupą docelową mojego bloga, Bóg podsunął mi słowo „Uczeń Chrystusa”. Wtedy nie zastanawiałem się, co ono do końca znaczy, ale dzisiaj nadszedł czas, aby to w końcu podsumować. Ku niespodziance okazało się, iż uczniostwo w Chrystusie stało się czymś nawet bardziej fundamentalnym dla mnie, niż owe J 8:32, bo było o linijkę wyżej.
„Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie” - J 8:31
Ewangelie pełne są stwierdzeń o tłumach, które siedziały i słuchały nauczań Jezusa. Bardzo często spotykamy tam słowa, że uczniowie towarzyszyli Jezusowi (chodzili wraz z nim, a nie za nim jak to jest często tłumaczone). Niestety większość z nich po wysłuchaniu tego, co Jezus miał do przekazania, odchodziła z powrotem do świata. Zobacz też Mt 13:3-8.
„Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło” - J 6:66
Wynika z tego, że bycie uczniem Chrystusa to coś więcej niż tylko chodzenie z nim i słuchanie go od czasu do czasu. Trochę światła na to rzucają na to te dwa przykładowe wersety:
„Wystarczy uczniowi, aby był jak jego mistrz” - Mt 10:25a
„Bądźcie naśladowcami moimi, jak i ja jestem naśladowcą Chrystusa” - 1Kor 11:1
Naśladować Chrystusa to być jak on! Być (w sensie duchowym) nim.
Jak pisałem w poście Wojownicy Chrystusa ludzie, którzy byli prawdziwymi uczniami Jezusa wyróżniali się z tłumu. Byli wojownikami o rozprzestrzenianie się dobrej nowiny o możliwości pojednania się z Bogiem dzięki krwi Jezusa. Dzisiaj bardzo wielu ludzi nazywa się chrześcijanami, a nie rozumie tej podstawowej prawy. Należą do swoich lokalnych kościołów i odprawiają swoje utarte obrzędy, nie rozumiejąc nawet, co one oznaczają. Robią to bo „tradycja każe” lub „bo wszyscy w mojej rodzinie tak robią” itd. Z całym szacunkiem, ale nie nazwę ich uczniami Chrystusa.
Ci, którzy są uczniami Chrystusa, traktują go jako najwyższego mistrza i wzór oraz ich najwyższego zwierzchnika.
„[Jezus] także jest Głową Ciała, Kościoła. On jest początkiem, pierworodnym z umarłych, aby we wszystkim był pierwszy” - Kol 1:18
Zastanówmy się jak ktoś, kto czyta prace Konfucjusza i stara się wdrażać jego filozofie w życie może nazywać się Buddystą? Tak samo pytam: Jak ktoś, kto słucha i wdraża poglądy T. Russella ponad poglądy i filozofię Jezusa ma czelność przypisywać sobie miano chrześcijanina?
Inaczej ma się sprawa z tymi, którzy należą od rożnych odłamów kościoła prawdziwie Chrześcijańskich, które bazują na naukach Chrystusa, lecz z biegiem lat zboczyły z kursu i w rożnych aspektach niedomagają, choć wciąż są na powierzchni. Podobne są one, do lekko dziurawej łudzi, która wciąż unosi się na powierzchni i nie zatraciła zupełnie swojej zdolności bojowej pomimo rdzy na działach (trochę jak kościoły z Obj 2 i 3 rozdziału). Ci, którzy są na tych łodziach, tak przyzwyczaili się do bycia na niej, że zapomnieli o oryginalnym powołaniu ich na uczniów Chrystusa i zwalczają bardziej sami siebie (inne łodzie) niż prawdziwego wroga, którego wyznaczył Jezus.
Mówię tu o denominacjach chrześcijańskich. Dla przykładu: Znam wielu katolików, którzy są tak uprzedzeni do protestantów, że zaciekle niszczą ich, zamiast np. martwić się tym że mamy narastający przypływ muzułmanów w Europie. Ja również też kiedyś zaciekle zwalczałem katolików aż do dnia, gdy Bóg zadał mi pytanie podobnie jak do Pawła: „Saulu. Czemu mnie prześladujesz?” (Dz 9:34). Zrozumiałem wtedy, że wielu katolików jest prawdziwie uczniami Chrystusa i niesłusznie oceniam ich całościowo. Z biegiem lat odkryłem, że wśród protestantów również nie wszyscy są święci, a przecież są też bardzo oddani Bogu prawosławni, którzy mają jednak swoje zabobony, z którymi nie wiadomo co począć (ale nie o tym teraz). Wszystko nabrało sensu, gdy przestałem szukać idealnej denominacji i tracić czas na spory, oraz gdy sam nazwałem się Uczniem Chrystusa (rezygnując z nalepki „protestant”) i zacząłem przebywać z tymi, którzy kochają Jezusa tak jak ja, bez względu na to z jekiej oryginalnie denominacji byli i do jakich kościołów wciąż chodzą.
Pociesza mnie odkrycie, że na łodziach tych wciąż są jeszcze weterani, którzy pamiętają oryginalny cel i czasem nawet wbrew rozkazom swoich kapitanów i zwierzchników są wciąż wierni prawdziwemu, najwyższemu nauczycielowi. Takich właśnie ludzi nazywam Uczniami Chrystusa! Łączy ich wszystkich pełnia ducha świętego i podążanie za Chrystusem pomimo trudów i ciężkości w zastosowaniu jego słów oraz pomimo nacisków od upadłych liderów kościelnych, którzy głoszą fałszywe doktryny i zwodnicze kazania.
„Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie” - J 8:31
Uczniowie Chrystusa wyróżniają się nie tylko tym iż służą jedynie Chrystusowi oraz naśladują go we wszystkim, jak potrafią, ale też tym iż sami są nauczycielami dla tych, którzy dopiero co się duchowo narodzili.
„Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” - Mt 28:19-20
✞