Witam po dłuższej przerwie. W dzisiejszym poście chciałbym opowiedzieć, co porabiałem przez ostatnie dwa i pół miesiąca otóż najogólniej mówiąc, wzrastałem w przygotowaniu do służby. A więc posłuchajcie:
Gdy pewnego dnia wracałem z kościoła do domu i stałem na przystanku autobusowym w betonowej Warszawie, zwróciłem uwagę na pewne drzewo. Samotnie rosło obok ruchliwej ulicy. Było duże i rozrośnięte co świadczyło, że ma już wiele lat, na pewno ponad 60, a więc musiało rosnąć tutaj jeszcze za czasów II wojny światowej. Było bardzo gorąco, więc stanąłem w cieniu tego drzewa, i wtedy Duch Święty objawił mi taką myśl: „To drzewo przetrwało, ponieważ ja go broniłem. To drzewo przeszło wielkie wichury, wojny, wybuchy, plany urbanistyczne i przebudowy miasta, ale wciąż rośnie, bo ja miałem dla niego plan, aby dzisiaj po wielu latach od dnia, w którym je zasiałem, mogło dać ci cień i ukojenie”.
Czy nie wydaje się wam to znajome? Mnie na pewno. Otóż ostanie dwa miesiące przechodziłem bardzo ciężki życiowo czas. Wielu z nas przechodzi takie momenty, jednak mój czas był wyjątkowy, ponieważ jego trud był nakierowany na uzdrowienie. Spośród głosów i opinii, jakie usłyszałem na temat mojego bloga, zapamiętałem szczególnie jedną: „To, co piszesz, zawiera wiele cierpienia”. Taka też była prawda. Nie byłem do końca rozliczony ze swoją przeszłością (o której w dużym skrócie pisałem w poście świadectwo). Potrzebowałem w końcu dokończyć to, co zaczęło się w dniu, gdy spotkałem Chrystusa po raz pierwszy. Mógłbym żyć w takim wychodzącym ze mnie nieuleczonym cierpieniu do końca życia, nieświadomie raniąc innych ludzi, którzy byli w około mnie (szczególnie najbliższych) jednak zdecydowałem, że będzie inaczej! Zgłosiłem się do lekarzy. Choć było ciężko (momentami musiałem walczyć z depresją, brakiem nadziei, przypominaniem sobie cierpień z dzieciństwa) wiedziałem, że Bóg używa lekarzy, że mnie nie opuści a w jego ranach znajdę w końcu upragnione uzdrowienie (patrz Iz 53:5). Założyłem się nawet z Bogiem, że moje uzdrowienie może nastąpić w tak krótkim czasie. Ja obstawiałem, że to niemożliwe, jednak w sercu głos Boży przekonywał mnie, że dwa miesiące wystarczą. I zgadnijcie co? Dzisiaj po dwóch miesiącach mogę ogłosić światu: Bóg wygrał zakład. To, co niszczyło moje życie od dziecka, zostało wykorzenione! Forteca Szatana w moim sercu padła pod naporem wojsk sprzymierzonych sił psychiatrów, pastorów, moich i Ducha Świętego (bo ja + Bóg to zawsze większość).
A jak to się ma do historii o drzewie? Tak samo, jak to drzewo przetrwało tyle lat w betonowym cmentarzu centrum miasta tak samo i ja przetrwałem cierpienie i doświadczenia, na jakie wysłał mnie Pan, abym po latach był w stanie nieść pomoc ludziom, którzy dzisiaj walczą z depresją, nerwicą, brakiem wiary i innymi. Pan zachował mnie dla was.
„Byłem w więzieniach, nad miarę byłem chłostany, często znajdowałem się w niebezpieczeństwie śmierci. Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści uderzeń bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w głębinie morskiej. Byłem często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, od zbójców, od rodaków, od pogan, w mieście, na pustyni, na morzu, między fałszywymi braćmi. W trudzie i znoju, często w niedosypianiu, w głodzie i pragnieniu, często w postach, w zimie i nagości. Pomijając te sprawy zewnętrzne, pozostaje codzienne nachodzenie mnie, troska o wszystkie zbory” - 2Kor 11:23-28
„Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej, lecz z drugiej strony pozostać w ciele, to ze względu na was rzecz potrzebniejsza. A to wiem na pewno, że pozostanę przy życiu i będę z wami wszystkimi, abyście robili postępy i radowali się w wierze, żebyście we mnie mieli powód do wielkiej chluby w Chrystusie Jezusie, gdy znowu do was przybędę” - Flp 1:23-26