Przyznam, że jako ewangelicznie wierzący chrześcijanin od ok 16 lat znałem głównie chrześcijaństwo (nie mylić z katolicyzmem czyli religią propagowaną przez państwo Watykan) amerykańskie tzn z USA. Dla polaka przyzwyczajonego i wychowanego w katolicyzmie jest to kolosalna zmiana, i nie o doktrynie teraz mówię (o tym możecie poczytać np. tutaj), ale raczej ekspresji, formie i metodach na czczenie naszego Pana Jezusa Chrystusa i działaniach wypełniających jego przykazania.
Chrześcijaństwo amerykańskie (z USA) jest bowiem jak wszystko w USA dotknięte megalomanią, kultem "lepszości", krzykliwością i koncertową tzn głośną i fajerwerkową formą, która bardzo łatwo może (czyli nie musi) stać się pustą kolorową wydmuszką - taką protestancko-ewangeliczną religią, ale nie o tym teraz.
Praktycznie wszystkie polskie ewangeliczne kościoły, które znam kopiują ten amerykański styl odnosząc mniejsze lub większe sukcesy i porażki w wdrażaniu Bożej woli do Polski. Niestety najczęściej są to porażki gdyż rzadko kiedy kościoły te przebijają się przez liczbę 100 członków, a nawet jeśli, to na palcach jednej ręki można policzyć polskie kościoły ewangeliczne, które przebiły liczbę 500 członków. Liczba członków oczywiście nie jest jedyną miarą tego czy dany kościół wypełnia Bożą wolę czy nie, ale z dużym uproszczeniem można powiedzieć, że o ile przywódcy nie stosują światowych metod marketingu i dużych pieniędzy, która pompuje cielesność to liczba członków jest wprost proporcjonalna to zgodności kościoła z Bożą wolą i Bożym duchem. Mówię tu oczywiście o członkach, którzy są świadomi tego gdzie i po co uczęszczają oraz którzy przychodzą tam dobrowolnie bez żadnego społecznego przymusu (co wyklucza z tej definicji dużą ilość kościołów katolickich, prawosławnych czy "staro protestanckich").
Kościoły tego typu próbują więc doprowadzić do przebudzenia (ang. revival) na ziemiach polskich za pomocą metod amerykańskich. Tymczasem powszechna definicja przebudzenia (a przynajmniej ta której ja byłem uczony przez 15 lat) jest na wskroś amerykańska! Mamy wiec sytuację gdy polskie kościoły dążą do "wylania Ducha z nieba" prosząc usilnie Boga o "wylanie swojego ognia", który "magicznie" sprawi, że ludzie upadną na kola przed Bogiem, odwrócą się od grzechów, a wszystkiemu będą towarzyszyły masowe znaki i cuda takie jak uzdrowienia i "darmowy chleb z nieba".
"Jezus im odpowiedział: Ręczę i zapewniam, szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki [i uwierzyliście we mnie], ale dlatego, że jedliście chleb i najedliście się do syta. Nie zajmujcie się [wiec] pokarmem przemijalnym, ale trwałym zapewniającym życie wieczne" - J 6:26-27
Ci co bardziej mądrzy dodają, że przebudzenie o którym mowa zaczyna się od samodzielnej przemiany "nas samych" i że najpierw trzeba "rozpalić" dla Boga samego siebie, co w przypadku, gdy dokona tego cała kongregacją doprowadzi do stanu opisanego powyżej. Cały czas są to jednak starania człowieka, aby dostać coś od Boga czyli esencja i definicja religii, która jak wiemy z biblijnym chrześcijaninem nie ma nic wspólnego. Chrześcijaństwo mówi bowiem o łasce czyli niezasłużonym darze płynącym z miłości Boga do ludzi oraz odwzajemnieniu tej miłości przez ludzi, których ta miłość przemieniła czyli "narodziła na nowo". Religia (w największym możliwym skrócie) mówi natomiast, że jeśli my włożymy wystarczająco duży wysiłek i zrobimy na Bogu "wrażenie" to otrzymamy od niego coś w zamian o ile oczywiście nie wkurzymy go po drodze czymś co wydaje się nam, że robić nie powinniśmy.
Co więc należy czynić, aby doświadczyć "przebudzenia" rozumianego jako masowe nawrócenia do Boga (tzn. narodzenie na nowo czego dowodem jest chrzest wodny przez zanurzenie) ? Tego najlepiej uczyć się z historii, a przykłady możemy znaleźć m.in. w książce "Boży Generałowie – Przebudzeniowcy".
Ja opowiem wam co wiedziałem w 50 tyś Brazylijskim mieście Paracambi, gdzie "Ameryka" (tzn USA) jest tak samo obca jak Chiny dla przeciętego Polaka albo Polska dla przeciętego Amerykanina.
Dużo słyszy się, że Brazylia to katolicki kraj. Polsko języczne portale takie jak Wikipedia, a nawet Chat GPT powielą ją tezę. Jak jest naprawdę ? Byłem i sprawdziłem. Co widziałem? Zapraszam do lektury mojego subiektywnego jak zawsze artykułu.
"Daję wam nowe przykazanie: Kochajcie się wzajemnie. Kochajcie jedni drugich tak, jak ja was ukochałem. Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli jedni drugich darzyć będziecie miłością" - J 16:35 (EIB)
"Wasze życie niech będzie wolne od chciwości; zadowalajcie się tym, co posiadacie. [Bóg] bowiem powiedział: 'Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę." - Hbr 13:5
Każdy kogo spotkałem cechował się maksymalnym zaangażowaniem serca w to aby usłużyć Bogu oraz drugiemu człowiekowi. Nie było dla nich ważne to że czegoś nie mają. Dla nich było ważne to, że wspaniały Bóg ich zbawił i dał im to co mieli. W Polsce definiujemy optymistę jako kogoś kto cieszy się z wypełnionej do połowy szklanki. Tam ludzie cieszyli się całym sercem z tego ze szklanka jest wypełniona w 10%. Jeśli mieli dach nad głową, czyste ubranie, jedzenie (nawet jeśli monotonne) i mogli otwarcie śpiewać Bogu pełną piersią razem z innymi braćmi i siostrami to mieli WSZYSTKO. Nikt nie narzekał, wszyscy byli szczęśliwi i zaangażowani.
Kongregacja ta liczy sobie obecnie 8 tyś ludzi, a sam zbór w Paracambi liczy 1200 osób którzy prześcigają się w tym aby zająć co lepsze miejsca w budynku. Policzmy jeżeli w Paracambi żyje 50 tyś ludzi to ten jeden tylko zbór stanowi 2,4% populacji miasta, a takich zbiorów jak ten w mieście było KILKADZIESIĄT. W zasadzie co przecznice był jakiś ewangeliczny zbór! Obecnie po 90 latach pracy w mieście nawróconych jest ok 55% wszystkich mieszkańców miasta! Politycy, służby.... co drugi to gorliwy wyznawca i naśladowca Jezusa Chrystusa, który nie próżnuje i głosi o łasce i zbawieniu w Jezusie.
Pierwszej niedzieli, gdy przybyliśmy odbywały się chrzty. 110 osób podczas jednego spotkania! W większości młodzi ludzie stojący grzecznie w kolejce, niemogący się doczekać, aby zostać zanurzonym w baptysterium. 2h to trwało, a w międzyczasie kościół śpiewał i radował się. A potem jeszcze głoszenie słowa i społeczność. Tam spotkanie trwa nierzadko 4h, a dla liderów i pastorów często i 10h bo każda okazja na warsztaty biblijne i dedykowane spotkania modlitewne są dobre, aby na nich być. Jeżeli kościół zapewnia obiad to co lepszego jest do robienia w niedziele niż spędzanie czasu z Bogiem i jego kościołem?
Czy są idealni? Oczywiście że nie, kto z nas jest taki? Po prostu niewiele rzeczy im przeszkadza, nie narzekają. Jeżeli można przyzwyczaić się do 39 stopni ciepła w cieniu zimą to znaczy, że można przyzwyczaić się do wszystkiego.
Tam 99% kościołów ma swoją własną ziemie i własne budynki. Kupują i budują za własne środki sierocińce i domy spokojnej starości dając prace ludziom, którzy tam służą. Wiecie to nie musi być luksus. Nawet odpadająca farba i wystające druty elektryczne nie są problem. Ważne, że działa i że można myśleć o budowie kolejnych....
Ludzie są ofiarni nie tylko sercem i pomocą rąk, ale i pieniędzmi. Ich własne domy pościskane jeden na drugim, które dla Europejczyka wyglądają jak ledwo stojące z rurami i kablami na wierzchu z dachem, który wygląda tak jakby miał zaraz się rozsypać nie są ważne (a ja nie mówię o slamsach tylko tzw. klasie średniej). Ważna jest misja kościoła. Aby docierać w ewangelią do kolejnych ludzi. Aby ratować od piekła kogo się tylko da. Także rozleniwionych Europejczyków.
Tam nie ma biletów wstępu na konferencje. Nie ma opasek i wielkich telebimów. Jeśli możesz się zmieścić to przyjdź. Za darmo. Nie ma podziału na ludzi lepszych lub gorszych. Jeśli jest ekran na ulicy i megafony to po czego chcieć więcej? 5G, 4K, UltraSound, reflektory, subbufery? A jak to się przyczyni to zdobywania nowych dusz? Może lepiej kupić kolejny autokar, który dowozi ludzi z wiosek (zwłaszcza, że niektóre z obecnych wyglądają tak jakby robiły po tysiąc kilometrów dziennie)?
Uwielbienie w kościele jest GŁOŚNE. Brazylijczycy chyba po prostu to lubią. Zespół uwielbienia? Zapomnij. Tam śpiewa każdy! Na scenie raz po raz do każdej pieśni wymieniają się wcześniej dedykowani ludzie, czasem nawet nie wychodzą na scenę (bo po co?). Każdą pieśń prowadzi wiec inna grupa. Podkład muzyczny zapewnia ORKIESTRA z dyrygentem. Kilkadziesiąt osób grających na wszystkich możliwych instrumentach. Od fletu, przez kontrabasy i wiolonczele, aż na bębnach i talerzach kończąc. Jeśli dodać do tego krzyk kilku setek gardeł to naprawdę masz efekt niczym "szum wielu wód" i to bez wzmacniacza elektronicznego choć akurat ten wzmacniacz był (co zmusiło mnie to zakładania słuchawek wygłuszających aby to wytrzymać).
Co do pieśni to choć nie rozumiałem ani słowa to mój duch się wyrywał. Dawno nie słyszałem tak namaszczonych duchowo melodii wywołujących płacz i wszelkie działanie Ducha Świętego, który przekonuje o potrzebie powrotu i służenia Panu całym sercem. YouTube (zwłaszcza w wykonaniu amerykańskim) tego nie odda, ale pewną próbkę możecie posłuchać np. TUTAJ.
15 lat temu byłem w amerykańskim "przebudzonym" domu modlitwy IHOP. Przez tydzień nikt nie dał mi nawet kanapki. W Brazylii dostałem dom, jedzenie oraz transport do wszystkich atrakcji o jakie prosiliśmy jako grupa, pomimo, że w Ameryce ludzie byli nieporównywalni bardziej zasobni w pieniądze.
"Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, pozostałbym miedzią dźwięczącą lub hałaśliwym cymbałem. I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał w sposób budzący uznanie, a miłości bym nie miał, nic bym nie osiągnął" - 1Kor 13:1-3
Czy cała Brazylia jest taka? Niestety nie. O ile w miastach o których zwykły Europejczyk nie ma nawet pojęcia o ich istnieniu budynki kościołów Katolickich są bezpłatnie przekazywane pastorom z powodu braku chętnych (o tym nie dowiecie się oczywiście z mediów tworzonych przez ludzi wiernych Watykanowi, ani sztucznej inteligencji uczonej na takich mediach) to w dużych miastach, gdzie gromadzi się biznes wciąż jest silna dominacja kościołów Katolickich, który przybył na te ziemie razem z brutalnymi konkwistadorami Portugalskimi w XVI w. Dla zainteresowanych, aby zrozumieć jakie piekło przeszedł ten kraj polecam poczytać o jego historii. Dla mnie zaskoczeniem było, że to właśnie katolicy, a nie protestanci zbudowali jedną z najbardziej znanych atrakcji turystycznych Brazylii czyli posąg Chrystusa górujący nad Rio de Janeiro, które przez wiele lat było stolicą Brazylii i wciąż jest jednym z najludniejszych miast. Choć to oczywiście tylko kamień to jednak widok z ulic miasta na wzgórze gdzie widać otwarte ramiona Chrystusa są niezapomnianym widokiem.
Mimo to nawet w dużych miastach powstają kościoły ewangeliczne, a ich wpływ rośnie. Między innymi dlatego, że prawdziwie kochający Jezusa protestanci nie boją się wchodzić i głosić ewangelie w słynnych Brazylijskich fawelach czyli slamsach, gdzie aby przeżyć trzeba handlować narkotykami i należeć do jakiegoś gangu. Miałem przywilej być w takim kościele i słuchać świadectwa ludzi, którzy dzięki braciom z kościoła wyszli z tego piekła lub historii pastorów, którzy w obstawie aniołów wyprowadzali ludzi wskazanych im przez Boga o których on nigdy nie zapomina. Spójrzmy prawdę w oczy. Kto z nas Europejczyków wszedłby to labiryntu slamsów gdzie życie i śmierć wisi na włosku, aby uratować uzależnioną od narkotyków owcę, której cały majątek to podarta brudna koszulka, spodenki i dziurawe klapki? A czy wiecie, że tacy ludzie mając tylko te trzy rzeczy, gdy przychodzi czas kolekty w kościele dają z tego co mają, a Bóg który to widzi odpowiada? Znana tam jest historia gdy pobudzony przez Boga biznesmen odkupił za ciężkie pieniądze ofiarowane przez jedną z takich osób buty. Wdzięczność uratowanego bezdomnego i oddanie jedynej rzeczy jaką miał (dziurawe buty) sprawiło, że kościół dostał fundusze rzędu 100 tyś zł. Pamiętajmy o tym następnym razem gdy Duch Święty będzie nas prosić o wrzuceniu czegoś na kolektę.
Od prawie roku jestem członkiem Chrześcijańskiego Kościoła Misyjnego "Zgromadzenie Boże" w Piasecznie pod Warszawą, który 13 lat temu został założony przez Brazylijkę misjonarkę Anne Paule Wlizło oraz jej męża Polaka Artura Wlizło (na zdjęciu po lewej przemawiający w Brazylii).
Tutaj staramy się zaszczepić to "nie amerykańskie" spojrzenie na Biblijne chrześcijaństwo, gdzie miłość i usługiwanie jedni drugim jest najważniejsze, a przede wszystkim gdzie dążymy aby wypełnić wolę Ojca, który ma staranie o każdego.
GLORIA DEUS !
(br. Chwała Bogu)
"Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. Ja zaś będę z wami przez wszystkie te dni, aż do końca świata" - Mt 28:19-20
✞
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Tutaj komentujemy temat związany z postem. Jeśli chcesz mi coś powiedzieć na inny temat napisz do mnie na janeczkomariuszrobert@gmail.com