poniedziałek, 6 maja 2024

Trzeci syn

Dzisiaj chciałbym podzielić się z wami przemyśleniami na temat jednej z najbardziej znanych przypowieści Jezusa. Niestety w większości naszych biblii ma ona tytuł dodany przez tłumaczy, który pochodzi z roku okołu 1580 (czyli ok 60 lat po rozpoczęciu fali protestantyzmu w Europie). Uwcześni bracia Czescy, którzy nadali jej nazwę "O synu Marnotrawnym" skupi się tylko na pierwszym najbardziej pierwszoplanowym przekazie tej historii, a jak już wiemy Biblie należny czytać warstwowo. Nie zgadzam się jednak z tytułem tej przypowieści najczęstszej to ta głębsza warstwa ma największe znaczenie. Przyjrzyjmy się zatem bohaterom tej przypowieści. Łk 15:11-32

O pierwszoplanowym synu napisałem dawno temu tutaj, ale to nie na nim się dzisiaj skupię.

Drugim coraz częściej spotykanym ówcześnie na kazaniach bohaterem tej przypowieści jest tzw "starszy syn". Wiemy o nim, że całe życie wiernie pracował na polu ojca i nigdy nie roztrwonił jego majątku. Brzmi nieźle. Jezus jednak ujawnia poważne braki w charakterze i chrześcijańskim rozwoju tego człowieka.

Po pierwsze: Na widok radości Ojca z powodu uroczystości, którą zorganizował Ojciec dla młodszego syna, ten starszy wpadł w gniew. Czy to czegoś wam nie przypomina?

"Po niejakim czasie Kain złożył Panu ofiarę z plonów rolnych. Abel także złożył ofiarę z pierworodnych trzody swojej i z tłuszczu ich. A Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę. Ale na Kaina i na jego ofiarę nie wejrzał; wtedy Kain rozgniewał się bardzo i zasępiło się jego oblicze" - Rdz 4:3-5

Nienawiść, która pojawia się w sercu starszego syna nie zatrzymała się tylko na bracie ale, uderzyła też w Ojca.

"Oto tyle lat służę ci i nigdy nie przestąpiłem rozkazu twego, a mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia" - Łk 15:29

Czy słowa "Ty nigdy nie dałeś mi...." czegoś wam nie przypominają? Dla mnie to brzmi bardzo znajomo. Pretensja dziecka do rodzica za to, że nie może mieć tego co tu i teraz chce, choć nawet nie zdaje sobie sprawę z tego że jest "dziedzicem wszystkiego".

"Rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas [...] I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich" - Rdz 1:26-27

"Na to rzekł wąż do kobiety: Na pewno nie umrzecie, Lecz Bóg wie, że gdy tylko zjecie z niego, otworzą się wam oczy i będziecie jak Bóg, znający dobro i zło" - Rdz 2:4-5

Diabeł okłamał Ewę mówiąc że jeśli złamie Boży zakaz i zrobi to co chce diabeł to Ewa zyska coś co już miała. Wystarczyło ją tylko przekonać, że tego nie ma. Finalnie "kupił ją za jej własne pieniądze".

Tak samo było z tym starszym synem. Choć mieszkał w domu ojca i pracował w domu ojca to jednak nie znał Ojca. Nie zgadzał się z tym jak postępował Ojciec a jego serce było dalekie od Ojca. W pewnym sensie był on tak samo zgubiony jak ten młodszy, a może nawet bardziej bo młodszy się opamiętał, a o nawróceniu starszego niestety nie czytamy.

Starszy syn jest obrazem uwięzionego w religii niewolnika, który pracuje bo musi. Ma z tego jakąś korzyść (lub nadzieje na coś co ktoś mu obiecał np. diabeł) i zmusza się każdego dnia aby wykonywać coś czego być może (i tak jest najczęściej) wcale nie chce. Psychologia poucza nas, że takie osoby szybko stają się zgorzkniałe i nie rzadko agresywne gdy widzą czyjąś radość lub wolność w postępowaniu innym niż to które narzuca religijne prawo. Jest to duch religii, ale nie o tym teraz. W skrajnych sytuacjach SŁUŻBA i przestrzeganie prawa staje się celem samym w sobie, ważniejszym nawet od tego kto to prawo ustanowił oraz ważniejsze od celu w jakim to prawo zostało ustanowione. Liczy się tylko litera, a jak wiemy litera zabija (2Kor 3:6) 

"Kto nie miłuje, nie poznał Boga, bo Bóg jest miłością." - 1J 4:8

Wróćmy jednak do opisu trzeciego bohatera tej przypowieści czyli do Ojca. Przez wiele lat uważałem, że tak naprawdę to On jest najważniejszym bohaterem tej opowieści i to przedstawienie tej postaci było dla Jezusa najważniejsze, aby w ten sposób pokazać nam jaki jest jego Ojciec czyli sam Bóg.

Po pierwsze Ojciec kochał obu swoich synów ponad wszystko. Kochał ich tak bardzo, że gdy jeden z nich chciał odejść i zmarnować połowę majątku ojca to ten zgodził się bez mrugnięcia. Może wiedział, że będzie to dla syna lekcją, a może po prostu tak bardzo szanował jego wolną wole.

Po drugie Ojciec czekał na powrót syna. Czekał gorliwie i aktywnie (wypatrując z daleka), ale jednak nie naruszał granic suwerennej decyzji syna i nie wchodził do jego życia. Czekał na syna w swoim domu - tam gdzie było najlepsze miejsce do życia dla syna. 

Po trzecie, gdy dostrzegł syna z daleka to pobiegł do niego. Może wydaje się wam to mało ważne, ale wyobraźcie sobie biegnącego staruszka. Jak ważny musiał być powód, aby zmusić starego człowieka do biegu?

Po czwarte Ojciec nie chował urazy. On jej w ogóle nie miał. Prawdopodobnie wybaczył młodszemu synowi jego grzech jeszcze zanim młodszy syn zdążył skończył formułować swoją prośbę.

Po piąte Ojciec natychmiast po powrocie syna podzielił się z nim całym swoim majątkiem i przeznaczył dla niego najlepsze co miał.

Po szóste nawet w obliczu wielkiego święta znalazł czas, aby rozmawiać z synem, który nie chciał świętować i również nie miał do niego żadnych pretensji, wyrzutów ani żalu. Miał zaś dla niego lekcje o tym co najważniejsze - lekcje o miłości czyli najdoskonalszej drodze (1kor 12:30)

Wszystkie powyższe cechy idealnie pasują do opisu Boga i tego jak Bóg traktuje dzisiaj każdego z nas bez względu czy nasze zachowanie jest bliższe opisowi młodszego syna z przypowieści, czy starszego syna.

Jezus skupił się na tym, aby pokazać swoim uczniom (czyli nam), że każdy może uzyskać przebaczenie bez względu czy wpada do rowu po lewej stronie drogi (młodszy syn) czy do rowu po prawej stronie (starszy syn). Ojciec kocha każdego i każdy może żyć tym co ma dla niego ojciec.

"Wtedy Ojciec rzekł do niego: Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje jest twoim" - Łk 15:31

Na to moglibyśmy powiedzieć AMEN i zakończyć. Jednak zastanawiałem się wczoraj nad pytaniem, które zadał mi wiele lat temu powiem przyjaciel. Parafrazując: Czy rzeczywiście Jezus wyczerpał tutaj wszystkie możliwe przypadki postępowania uczniów wobec Boga? Mówiąc inaczej: Czy ta przypowieść aby być w pełni kompletnym obrazem Bożej rodziny nie powinna mieć jeszcze jakichś bohaterów?

Cóż, Jezus powiedział wprost: "Pewien człowiek miał dwóch synów." (Łk 15:11). Przypowieść jest o dwóch synach. Jak mówiłem biblie należy czytać wielowarstwowo, a najgłębsza warstwą tej przypowieści oraz w zasadzie całej biblii jest to jak NALEŻY żyć. Czego Bóg oczekuje od nas - swoich uczniów, albo mówiąc inaczej jaki jest wzorzec idealnego postępowania prawdziwych uczniów Jezusa?

Gdy tak rozmyślałem nad tym, rozszerzył bym tą przypowieść o trzeciego syna. Tego, który jest idealny. Jaki by on był gdyby Jezus umieścił go w tej historii?

Po pierwsze na pewno byłby on zawsze z Ojcem w jego domu. Byłby on blisko spraw ojca.

"Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, Ja być muszę?" - Łk 2:49

Służyłby w jego domu nie dlatego, że musi, ale dlatego, że chce bo kocha Ojca, a aby kochać musiałby być blisko niego. Znać jego serce. Nasiąknąć jego naturą. Chcieć tego samego co chce ojciec. Radować się z tego samego z czego raduje się ojciec i nienawidzić tego samego czego nienawidzi ojciec.

Musiałby też wykazać odporność na pokusy tego świata. Odrzucić grzech.

Będąc bardziej przyziemnym, a w zasadzie bliżej omawianej przypowieści powiedziałbym dwie rzeczy. Po pierwsze w obliczu sytuacji, gdy jego brat odszedł, a ojciec się smuci idealny syn poszedł by na poszukiwania brata i szukałby go tak długo, aż znajdzie i pomoże mu wrócić do ojca.

Po drugie podczas pracy na polu Ojca nie zapomniałby o samym sobie (bo jego również ojciec kocha). Mówiąc wprost relacja z Ojcem oraz z samym sobą byłaby dla niego ważniejsza niż praca. Nie mowie o tym, że praca na polu ojca nie była ważne, ale o tym co było od niej ważniejsze.

Najważniejsza jest relacja z ojcem. To jest oczywiste bo bez tego łatwo stracić kurs i paść ofiarą ryczącego w około diabła, który kusi błyskotkami tego świata.

Z relacji z Ojcem wynika wiedza o tym kim jesteśmy w nim i co dzięki niemu mamy. I to jest druga najważniejsza rzecz (ważniejsza od pracy na polu) czyli korzystanie z tego co mamy dzięki byciu w nim.

A co mamy? WSZYSTKO. Literalnie: WSZYSTKO. Długo mógłbym wymieniać, wiec skupmy się tylko na tym co wspomniał sam Jezus. Gdy starszy syn zarzucił ojcu brak "towarów na imprezę z przyjaciółmi" ojciec opowiedział WSZYSTKO moje jest twoje. Bierz i jedz. Baw się. Nie tylko pracuj, ale korzystaj.

Co przez to rozumiem? Ano to, że Ojciec chce abyśmy się cieszyli owocami pracy. Korzystali z pieniędzy które zarabiamy. Nie tylko karnie zanosić je do kościoła, ale cieszyli się nimi.

Co wiec zrobiłyby idealny syn? Po pracy na polu wziąłby koźlę ojca  jak swoje, zabił i urządził ucztę dla swoich przyjaciół opowiadając im jak wspaniałego ma ojca. Myślicie, że ojcu było by żal tego kozła? Albo, że pomyślałby, że syn źle zrobił bo nie zapytał? Albo wytknął synowi, że w czasie gdy ten imprezuje to na polu są ciągle braki?

"A gdy to zauważył Jezus, rzekł im: Czemu wyrządzacie przykrość tej niewieście? Wszak dobry uczynek spełniła względem mnie. Albowiem ubogich zawsze macie wśród siebie, ale mnie nie zawsze mieć będziecie" - Mt 26:10-11

Z drugiej strony czy myślicie, że syn, który kocha ojca mogły całymi dniami hulać z kolegami i zaniedbać ojca? Czy doprowadziłby do stanu w którym pole podupadnie co przyczyniło by się do smutku ojca? Czy w chwili wyjątkowej potrzeby nie rzuciłby wszystkiego, aby pobiec na pole i pracować tak długo, aż zażegna kryzys?

Bądźmy wiec jak ten trzeci syn. Pracujmy dla Pana i bądźmy w tym wolni.

A co to znaczy służyć w wolności? Przyrównajmy na chwilę służbę do dawania.

"Każdy [niech daje], tak jak sobie postanowił w sercu, nie z żalem albo z przymusu; gdyż ochotnego dawcę Bóg miłuje" - 2Kor 9:7

Służyć Panu czyli m.in. dzielić się pieniędzmi z kościołem (społecznością ludzi) tak jak podpowiada nam serce. Kochasz to dajesz (czas, pieniądze, życie itp...). Czy można kochać i nie dać? No to zależy kogo kochasz i jak kochasz.

"Jezus powiedział mu: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest pierwsze i największe przykazanie. Drugie jest podobne do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego." - Mt 22:37-39

Kochać trzeba tak samo Boga, tak samo innych i tak samo siebie. Tak samo, a nie bardziej lub mniej. Bo czy można kochać Boga bardziej od siebie? Można kochać Boga ponad swoje życie, ale skoro Bóg kocha mnie, to jak ja mogę nie kochać siebie? Czy jeśli kocham siebie to znaczy, że nie kocham Boga? Jak mogę nie kochać czegoś co kocha Bóg? Jeśli kocham Boga ze wszystkich sił, całym sercem to czy mogę kochać siebie bardziej? 

Otóż jeśli prawdziwie kocham Boga ze wszystkich sił i całym sercem to jedyne co mogę osiągnąć to kochać innych tak samo jak Boga. Nie da się bardziej, bo to by oznaczało, że nie kochałem Boga ze wszystkich sił. Jeśli wiec stawiam Boga na pierwszym miejscu i staram się jak mogę, aby go kochać, a innych kochać tak samo jak jego, to nie tylko, że nie zgrzeszę, ale będę też prawdziwe wolny, aby DAĆ wtedy gdy prawdzie mogę. Nie chodzi bowiem, aby dać z przymusu, ale aby dać z miłości, a aby dać z miłości muszę kochać nie tylko tego, który obdarowuje, ale także i siebie, aby wiedzieć co daję i jaką to ma wartość dla mnie.

Nie mylmy jednak miłości do siebie z egoizmem. Kochajmy tak jak uczy nas kochać Bóg. Czy Bóg jest egoistą? Czy w którymkolwiek miejscu Biblii Bóg myślał TYLKO o sobie? Odpowiedź brzmi: NIE. Jeśli wiec kochasz siebie, tak jak Boga i nie myślisz przy tym TYLKO o sobie to dobrze czynisz. A jeśli myślisz o innych więcej niż o sobie to zastanów się czy aby na pewno kochasz siebie tak jak Bóg kocha ciebie.

To co z tą pracą dla Pana?

Diabeł mówi: "Dawaj tylko sobie. Bądź egoistą." Czy tego uczy nas Jezus? NIE

Religia mówi: "Daj Bogu więcej niż możesz, albo daj zawsze tyle samo bez względu na okoliczności (np 10%)". Czy to jest obraz dawania z serca, który uwzględnia miłość do samego siebie oraz Bożą miłość do ciebie? NIE.

Inna religia mówi: "Daj bo inaczej Bóg przestanie cię kochać, albo daj, to wtedy Bóg będzie cie kochać bardziej (od tych co dają mniej)". Czy to jest obraz Boga, który nie ma względu na osobę i okazuje nam łaskę bez względu na nasze uczynki? NIE.

Ja powiem ci uczniu Chrystusa tak: Masz prawo bawić się z przyjaciółmi majątkiem ojca. Nie musisz dawać z przymusu, a Bóg nie przestanie cię kochać nawet jeśli któregoś razu nic nie dasz bo wydałeś swoje zasoby na samego siebie. Pytanie nie brzmi ile masz dać Bogu. Pytanie brzmi jak bardzo go Boga.

Bądźmy jak trzeci syn. Pracujmy dla Pana i bądźmy w tym wolni.